W dniu 23. urodzin chciałbym się podzielić otwarcie czymś ważnym z wami, a wszystko to dla powiększenia Bożej Chwały. Ten i poprzedni rok rożni się znacząco od poprzednich lat mojego życia, z początkiem roku 9 lutego 2015 r. w miałem wypadek samochodowy, który na zawsze skreślił mnie ze 100% sprawności fizycznej i wykonywania sportów jakie lubię. Nie przesadzę mówiąc, że byłem blisko granicy życia i śmierci. Zostałem uratowany przez oddział ratunkowy i lekarzy sprawujący nade mną operacje. To wszystko nauczyło mnie trochę pokory; pozwoliło dostrzec, jacy jesteśmy mali w rękach Boga, ale zarazem jakże wielcy w Jego oczach. Takie zderzenie ze „ścianą” pozwoliło mi się zatrzymać w pędzie życia; zrozumieć, co naprawdę się w życiu liczy, dać dużo czasu na zastanowienie się nad pytaniem: jaki jest nasz cel i sens istnienia?
Moja rodzina i bliscy mówili mi bym podziękował Bogu za szansę, którą mi podarował – nowe życie. Choć też tak wtedy myślałem, nie do końca byłem świadomy i dojrzały aby przyjąć tą wiadomość do siebie, choć czułem przedziwną obecność „Kogoś”, kto nade mną czuwa. Jednak tłumaczyłem to sobie silnymi lekami przeciwbólowymi, jakie otrzymywałem. Od tamtego czasu wiedziałem że moje życie się zmieni diametralnie ze złamaną ręką w 3 miejscach, naderwanym odcinkiem szyjnym kręgosłupa. Czułem, że czegoś mi brakuje, choć dostałem wszystko. Po powrocie do domu i w czasie rehabilitacji gdy już się poczułem lepiej, zapomniałem o tym, co się stało i Kto mnie uratował. Pogrążałem się jeszcze bardziej i znikąd nie umiałem przyjąć pomocy, szukałem szczęścia tam, gdzie go nigdy nie było. Wróciłem do starych, złych nawyków, przez co czułem się jeszcze gorzej i jeszcze bardziej niżej niż na dnie, nikomu nie potrzebny.
Wyjechałem w góry do Ustronia lutego 2016 r. licząc że to moja ostatnia deska ratunku: odpocząć psychicznie i fizycznie.W tym czasie byłem zasłuchany w muzyce Tau odczuwając że się rozumiemy. Rok po wypadku, równo w rocznicę, poczułem w swoim wnętrzu tą samą przedziwną obecność, która towarzyszyła mi w szpitalu, tyle że była intensywniejsza i mocniej ją przeżywałem. Było to dla mnie coś, co nie umiem wyjaśnić słowami. Czułem silne pragnienie, by podążać za tym, co mówi do mnie głos, którego tak naprawdę nie słyszałem, lecz czułem Go. Nie da się tego opisać, każda moja próba jest zbyt płytka. To przyciągnęło mnie do kościoła, gdzie odbywała się w tym czasie Msza św. i czytane było Słowo o wybaczaniu bliźnim. Nie wiedziałem co jest grane lecz chciałem się poddać temu uczuciu bo było mega przyjemne. Odczytałem to jako znak i zacząłem wprowadzać Słowo Boże w życie: mając wiele na sumieniu, chciałem przebaczyć, by i mnie samemu zostało przebaczone. Kolejnego dnia odbyłem spowiedź generalną, pierwszą na poważnie, gdzie stanąłem w prawdzie przed Chrystusem i odczułem Jego bezgraniczną miłość, jaką daję On nam za darmo. Po wyjściu z konfesjonału cały zapłakany i podczas modlitwy przed Najświętszym Sakramentem czułem, jakbym zrzucił cały ciężar życia, który nosiłem na sercu i barkach: to było tak bardzo odczuwalne!
Od dnia gdy Bóg zamieszkał w moim życiu, gdy szczerze i z żalem przeprosiłem Go i ludzi, którym wyrządzałem krzywdy i poprosiłem o wybaczenie dla samego siebie i za innych – doznałem pokoju duszy, wewnętrznego ukojenia i odpocznienia w Nim, jakiego nie mogłem zaznać nigdy wcześniej.
Zacząłem szukałem wyjaśnień, dowiedzieć się czy takie rzeczy zdarzają się innym,czy też dowodów w moim życiu na istnienie wyższej siły, zacząłem się modlić, czytać, wyjeżdżać na różne spotkania ludzi wierzących i w święte miejsca gdzie czułem panującą opatrzność Bożą, i zatapiając się w Jego Miłości doznawałem uzdrowień wewnętrznych. Nie ma mowy teraz o depresji, zranieniach, braku przebaczenia czy chorych złych myślach lub niszczących mnie nałogach bo życie z Nim na co dzień, nie tylko w niedziele nie pozwala na to. Teraz z całą wiarą świadomością i pewnością wiem że Pan Bóg wyrwał mnie z największego bagna życia. Że był ze mną zawsze i w każdej chwili nawet jeśli upadałem On był Tym który pomagał mi wstać. Z perspektywy czasu i wiary dostrzegam, jaki sens miały różne rzeczy: mój wypadek i poznani od tamtej chwili ludzie: taka była moja droga do Jezusa.
Tu nie chodzi o lepszy/gorszy, dla Boga jesteśmy równi i traktuje nas jak swoje dzieci. Z największego zła potrafi wyprowadzić dobro i nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych.Tam gdzie nie ma dla człowieka już żadnego rozwiązania, jest Bóg który czeka z wyjściem. Wystawia rękę by pomóc: wystarczy się jej złapać. Możesz zrobić to zawsze i wszędzie. Choćby ktoś był największym grzesznikiem i zły według opinii ludzi, Pan Bóg patrzy na twoje serce i Jest zakochany w tobie na maxa. Dzięki Niemu moje życie ma sens teraz, jest nim On sam. Zabiera mi złe rzeczy na tyle ile sam mu z ufnością na to pozwolę, według mnie to jest współpraca – nic bym nie zrobił gdyby nie Jego łaska, polegam na Nim i dostaje dobro które chce nieść innym a cierpienia staram się znosić z wiarą.
Podzielmy się swoją wiarą ku pokrzepieniu, być może chcesz napisać swoje świadectwo wiary, być może szukasz i jesteś blisko a ten tekst ma ci pomóc, może w ogóle nie słyszałeś o Nim.
Dziękuje za każdą napotkaną osobę i za pomoc w moim życiu, a wam dzięki za modlitwy, nie zapomnę o was w nich również.
Z Panem Bogiem +